Jak na serwisach newsowych ktos opisze przypadek zakatowanego, zagłodzonego, zamrożonego itp. dziecka, to forum pomstuje GDZIE BYL BOG! Ale jak ustami prorokow Bog zapowiada, ze pomści zło (na przykład kult bozkow, ktory to kult oznaczał składanie rytualnych ofiar z dzieci), to znow ludzie oburzaja sie, ze tyran.
„Jeżeli tego nie zrobimy, to oni przyjdą, położą się w naszej pościeli i będą jeść z naszych garnków" – taka trafna, prosta definicja patriotyzmu bardzo mi się podoba. Usłyszał ją od ukraińskich ochotników dziennikarz Wojciech Mucha w odpowiedzi na pytanie, dlaczego jadą na wojnę. I nam nigdy nie dość powtarzać, że obrona Ojczyzny jest niczym innym jak obroną samego siebie. U nas wszelako, adeptce parcia na szkło, której popisy wydają mi się zawsze tą samą parodią kreacji Giulietty Masiny w roli cyrkowego klauna, udało się wypromować osobliwy protest song na temat patriotyzmu. Zaczyna się on od słów: Gdyby była wojna byłabym spokojna nareszcie spokojna „wreście" byłabym... - i biegnie dalej w tym guście z kulminacją wypięcia się na Polskę, której patologiczną manią, jak wynika z utworu, jest jakoby żądanie krwi od autorki. Żeby było śmieszniej, wykonawczyni na oko dojrzałej płci żeńskiej, „daje" głosikiem o tembrze wkurzonego, małoletniego chłopaczka. Na marginesie, forma „wreście" jest moją transkrypcją oryginalnej dykcji zdeterminowanej śpiewaczki. Słyszeć ją winien w ostateczności znany tatuś. Zawczasu. Nieszczęsna jest także ojczyzna, która ma takie córy. Niegdyś Polki słynęły z urody ciała, patriotycznej, szlachetnej duszy i rozumu. Cytowana wyżej adeptka urabia słuchaczy mocą swej groteskowej sztuki na bezwolne, bezradne ofiary wojny. Ma to niebagatelny sens dla zainteresowanych naszą bezbronnością. Mądrego nie pocieszy fakt, że ofiarą tej bezbronności może stać się także ten, komu się zdaje, że bezwzględnie da się uniknąć wojennego losu narodu ogłaszając swoje patriotyczne pas. „Pożyteczni idioci" niezmiennie jednak bywają potrzebni. Promowanie ich w tzw. sztuce jest skuteczniejsze i dużo tańsze niż czołgi. Szeroki świat wie to bardzo dobrze. Niekiedy potrzeba tylko trochę czasu, by tajemnica jakiejś zdumiewającej sławy stanęła w całej jaskrawości. Jeszcze niedawno nie dowierzałam samej sobie, ponieważ artystka Netrebko zwyczajnie nigdy mnie nie zachwyciła, mimo że nie ma dziś drugiej, równie oszałamiającej kariery słowiańskiej śpiewaczki. Datek solistki w kwocie miliona rubli na rzecz sztuki operowej najnowszych republik Ługańskiej i Donieckiej na tle demonstracyjnych karesów z ich parlamentarzystami rzuca jednak snop światła na bieg rzeczy. „Niemcy nie wyślą śmiercionośnej broni Ukrainie" – zapewniła dopiero co swego przyjaciela na dobre i złe Frau Aniela. Ma to pewnie znaczyć, że Ukraińcy nierozważnie postępują ze śmiercionośną bronią, zamiast witać przyjezdne tanki pojednawczymi czastuszkami przy dźwiękach harmoszki. Niemiecka chata z kraja. Droga z Ukrainy do Niemiec prowadzi jeszcze przez Polskę, a wojska polskie także najzacieklej nastawiają się na obronę przed wschodnim agresorem granic niemieckich. Niezwłocznie przyklasnął Frau Anieli Dariusz Joński – rzecznik prasowy SLD, wyrosły już w młodości, niczym szczep radzieckiego badacza Miczurina, na tym samym pniu lewicowości, co Frau Kanzlerin w wiośnie swoich enerdowskich lat: „Domaganie się dostaw uzbrojenia dla Ukrainy, to dolewanie benzyny do ognia. Kosztem jakby relacji polsko – rosyjskiej" – wystawił Joński eseldowską kawę na ławę. „Kosztem jakby polskiej racji stanu." – przypieczętował banialuką. Pewnie mu mało korytarza królewieckiego, a istnienie państwa ukraińskiego nie jest dla niego polskim handicapem i łaską boską. Szanując stylistykę, bądź co bądź, rzecznika, pozostańmy z nadzieją, że tylko „jakby". Nawet Joński może nie zdążyć czmychnąć stąd na czas. Właśnie dzięki oportunizmowi świat miał w nosie raporty rotmistrza Witolda Pileckiego, który planował zorganizować wyzwolenie Auschwitz. Z tego samego powodu świat i dziś nie chce słyszeć o tym największym, polskim bohaterze XX wieku, a i na .naszym zapleczu wspierają go wciąż kohorty miejscowych zauszników. Identycznie Europa miała w nosie, męczoną bolszewickim terrorem, otoczoną zbrojnym kordonem w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku, głodzoną na śmierć Ukrainę. Nie inaczej jak Polskę zaatakowaną w roku 1920. Podczas napadu bolszewików nie opuścili nas wówczas w biedzie jedynie nuncjusz papieski - późniejszy papież Pius XI oraz przedstawiciel dyplomatyczny Turcji. To był ekstrakt europejskości, gdy w roku 1938 Chamberlain obwieścił radośnie rodakom po powrocie z Monachium kłamliwy, hańbiący slogan: „Przywiozłem wam pokój!" Właśnie bowiem podpisał przyjacielski układ z Hitlerem, sprzedając Czechosłowację. Jak gdyby wczoraj, przy niezmąconym spokoju globalnej wioski, Czerwoni Khmerzy wymordowali pół narodu Kambodży w imię komunizmu nabytego na lewackich, francuskich uczelniach. Całe lata zachowujemy obojętność wobec konania milionów z głodu, na skutek komunistycznego obłędu w Korei. Cyniczni, perfidni sprzymierzeńcy zbójów świata, szczególnie zaś narybek lewactwa, pasjami lubią za to zadawać przy takich okazjach wiekopomne pytanie: „A gdzie jest Bóg?" Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ Nie ma i teraz zapalonych chętnych do zadeklarowania Polsce poważnej pomocy w razie powtórki obustronnego napadu z roku 1939. Niestety, już zanosi się na bliski horror. Nasi paradni specjaliści od bezpieczeństwa gotowi są, pod pretekstem kabaretowej „szpicy", w swojej rozpaczliwej niekompetencji zwabić na polską ziemię uzbrojonych w niewątpliwie śmiercionośną broń Niemców, którzy tym razem odnoszą się do tej bohaterskiej, wojskowej misji przedziwnie wspaniałomyślnie. Mogliby zrewanżować się Ukraińcom w Donbasie za dawne, przyjacielskie przysługi, lub bez zbędnego patosu wspomóc Lwów. Szok i niedowierzanie, bo Krzyżaków też ściągnęliśmy sobie ku obronie, a konsekwencje tej łaski cierpimy do dzisiaj. Niemcy lubią fałszować literę układów. Czuję, że tym razem mogą opękać sprawę nawet bez Ribbentropa. Wojna podchodzi coraz bliżej pod polskie drzwi. Obok nas, bliziutko, za progiem, w odległości niedużo większej niż dzień jazdy autem, z braku oręża i żywności od długiego czasu giną Ukraińcy w obronnej wojnie. Na miejscu jedynie katoliccy i grekokatoliccy księża oraz zakony heroicznie pomagają przetrwać tysiącom kobiet i dzieci zbiegłych z terenów walki. Tragedii Ukrainy przyglądamy się beztrosko, głupio polegając na oportunistycznej, egoistycznej, fałszywej i chciwej Europie. Dlatego, jeżeli kiedyś cudem ujdziesz z pożogi wznieconej oto na twoich oczach, miej odrobinę godności. Wtedy przynajmniej nie pytaj, gdzie, kiedy ginął twój świat, był Bóg. Zabity Siergiej Protazanow, dziennikarz gazety „Porozumienie Obywatelskie”, był, zdaniem rosyjskiej milicji, pijany niczym gen. Andrzej Błasik. Kiedy mordercy odwiedzili reportera Ilję Zimina, który w nocy wrócił z klubu, akurat popsuł się monitoring w budynku, gdzie mieszkał – równie kiepski jak radar w Smoleńsku. W obliczu tragedii zawsze mówi się o tych znanych, największych ludziach. O malutkich się zapomina. Justyna była właśnie tą małą i zasługuje, aby o niej pamiętano - mówi Zdzisław Moniuszko, tato sobotę o godz. 8. 56 prezydencki samolot rozbił się w pobliżu lotniska w Smoleńsku. Na pokładzie było 96 osób. Wszyscy zginęli. Wśród nich była Justyna Moniuszko, stewardessa z Białegostoku, która w lipcu skończyłaby 25 Pierwszy komunikat o katastrofie usłyszeliśmy w radiu zaraz po godz. 9 - mówi Grażyna Potrykus, ciocia Justyny. - Już tedy przypuszczaliśmy, że Justyna leciała tym samolotem. Natychmiast zadzwoniliśmy na jej komórkę. Nie odpowiadała. Była poza zasięgiem. Gdy nie mogli się z nią skontaktować, zaczęli dzwonić do 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, w którym pracowała. Tuż po godz. 10 poznali prawdę. Przylecieli złożyć kondolencje- Zadzwonili z kancelarii prezydenta, że wysłali delegację - mówi Grażyna Potrykus. - Do Białegostoku przyleciał śmigłowcem ppłk Marek Miłosz z 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Latał z Justyną i chciał osobiście złożyć nam to zrobić jedynie ojcu dziewczyny. Jej mama dowiedziała się telefonicznie. Właśnie wraca z Belgii. Brat jest w Holandii. Robi badania do doktoratu. Wróci w poniedziałek. Mimo olbrzymiej tragedii jaka spotkała rodzinę, Zdzisław Moniuszko nie chce pozwolić, aby zapomniano o jego córce. Przez łzy pokazuje zdjęcia Justyny Moniuszko, która od najmłodszych lat była zafascynowana ze spadochronem- Od dzieciaka skakała na spadochronach - wspomina pan Zdzisław. - Zawsze była pełna energii. Latanie sprawiało jej dużo radości. Przez wiele lat była aktywnym członkiem sekcji spadochronowej Aeroklubu Białostockiego. W tym czasie wykonała ponad 250 skoków. Po szkole średniej wyjechała na studia do Radomia. Zdobyła uprawnienia pilota szybowcowego. Po roku rozpoczęła studia na Wydziale Mechanicznym, Energetyki i Lotnictwa Politechniki Warszawskiej. - W tym roku miała bronić pracę magisterską - mówi Grażyna Potrykus. - Była jedną z najładniejszych studentek. Zdobyła nawet tytuł lata temu Justyna Moniuszko została stewardessą w pasażerskich liniach LOT. Po roku zaproponowano jej pracę w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa prezydentem latała od 2 lat- Z prezydentem latała od dwóch lat - mówi jej tato. - A że była panienką, to często zastępowała koleżanki z załogi, które musiały zostać w domu z Była zadowolona z tej pracy - dodaje jej ciocia. - Uwielbiała latać, cieszyła się, że może zwiedzić świat. Towarzyszyła najważniejszym osobom w państwie podczas wielu podróży. Była w Afganistanie. Trasę do Smoleńska znała na przed katastrofą była w Smoleńsku- Dzień przed katastrofą też była w Smoleńsku, tym samym samolotem - mówi Zdzisław Moniuszko. - A jeszcze wcześniej latała z rodzina boi się, że pamięć o Justynie może zaginąć, tak się nie stanie. Dziesiątki jej przyjaciół i znajomych wspominają ją na forach internetowych i składają kondolencje rodzinie. Jej zdjęcie ustawiono w Pałacyku Gościnnym obok fotografii ostatniego prezydent RP na Uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego, marszałka Krzysztofa Putry i prawosławnego arcybiskupa hajnowskiego Mirona Chodakowskiego. Pod jej zdjęciem przy pomniku generała Józefa Piłsudskiego płoną ją pamiętamPamiętam ją z dzieciństwa. Szczególnie szczery uśmiech, który potrafił rozproszyć najczarniejsze chmury. Biła od niej energia, dzięki której zjednywała sobie ludzi. Wakacyjne wygłupy, wielogodzinne rozmowy na hamaku. Tego nigdy nie ofertyMateriały promocyjne partnera Będę jedynie w mniej lub bardziej udany sposób próbował przejść razem z wami przez pole minowe pod ostrzałem tych wszystkich krzyków i wyrzutów gdzie był …? Jak już wspomniałem kluczem do jakichkolwiek prób rozważań nad tym tematem, są wiara i zaufanie. Pisałem już w poprzedniej części „Gdzie Był Bóg?”, że nasz Pan
Posłanka PiS ze Słupska Jolanta Szczypińska, obecna była na uroczystościach katyńskich. Powiedziała, że też mogła lecieć tym samolotem, ale do zgromadzonych tam ludzi dotarła informacja o katastrofie prezydenckiego samolotu telewizje pokazywały jej zapłakaną się nam dodzwonić do Szczypińskiej o godz. 14. - Jedziemy autobusami do Smoleńska, żeby jak najszybciej wsiąść do pociągu i wrócić do Polski. Jesteśmy wszyscy zszokowani tym co się stało. Nie dowierzamy w to Nie wiem jak to możliwe, że wrócę do Sejmu i nie spotkań tam wielu moich kolegów i koleżanek. Miałam propozycję żeby lecieć tym samolotem, który się rozbił. Nie poleciałam, bo powiedziano mi, że na miejsce czeka wiele starszych osób z rodzin katyńskich. Postanowiłam, że ustąpię tym ludziom miejsca, aby nie musieli 18 godzin jechać pociągiem i cierpieć w nim niewygody. Ja pojechałam specjalnym pociągiem, który wczoraj wyjechał z Teraz wracamy i chcemy jak najszybciej wrócić tym samolotem do kraju, bo jesteśmy zaniepokojeni co będzie się działo dalej. Wszyscy obecni w Katyniu stwierdzili, że uroczystości trzeba zakończyć po Mszy Świętej, która została odprawiona także w intencji ofiar dzisiejszej katastrofy. Do zgromadzonych w Katyniu dopływają różne sprzeczne informacje. Słyszeliśmy o tym, że w miejscu katastrofy była mgła. My nic takiego nie W Smoleńsku byliśmy o godz. 4 rano, a potem pojechaliśmy do Katynia i wszędzie była piękna pogoda. Nie rozumiem tego wszystkiego.
Download Link: Gdzie byl Bog w Smolensku z plyta DVD ZupeÅ‚nie inne spojrzenie na tragediÄ™ smoleÅ„skÄ…. TytuÅ‚owe pytanie staje siÄ™ pretekstem do głębokich i poruszajÄ…cych rozmów z rodzinami ofiar. Zastanawiasz się dlaczego Bóg pozwala na prześladowania chrześcijan, na akty przemocy na nich, na zabójstwo księdza przez islamskiego terrorystę? Na szaleńcze zamach w których ginie tylu niewinnych, jak ten ostatni w Nieci? Dlaczego Bóg pozwala na ten pełen grozy marsz państwa islamskiego przez Świat Czytamy w Piśmie Świętym: „Tak mówi Pan Bóg: Ponieważ wołałeś: „Ha!” na moją świątynię, kiedy doznała zbezczeszczenia, i na ziemię izraelską, gdy ją pustoszono, i na dom Judy, gdy szedł do niewoli – 4 oto dlatego wydam cię w posiadanie synom Wschodu. Rozbiją u ciebie swoje namioty i przygotują sobie u ciebie mieszkania. Oni będą spożywali twoje plony i będą pili twoje mleko” Ez 25 1-4 Może to całe zło Świata jest po prostu konsekwencją ludzkich wyborów? Bóg tak bardzo szanuje wolną wolę, że nie ingeruje w moc sprawczą tych wyborów. Przerażające są obrazki islamskich wojowników, maczetami podrzynających głowę Europejczykom, ale przerażenie budzi także film krążący niedawno po sieci, a pokazujący to jak francuska policja traktuje Chrześcijan. W trackie Mszy Świętej wyrzuca się ich ze świątyni, świątynie dewastuje, po to by móc ją rozebrać i w jej miejsce zbudować galerię handlową. Jeśli Europa wyzbyła się swoich własnych wartości, szydzi ze swoich fundamentów i niszczy je, to staje się słaba i bezbronna. Brak wartości i walka z nimi to w istocie samobójstwo naszej cywilizacji, samobójstwo któremu tylko troszkę pomagają islamscy terroryści. Jestem przekonany że gdyby Europa przypomniała sobie o Bogu, była w Nim zanurzona, terroryści nie zdołaliby burzyć naszego porządku, a fanatyczny Islam nawet nie marzyłby o podboju zachodniego świata. Endemol Shine Polska (6–7) [3] Stacja telewizyjna. TVN (1–3, 6–7 [4]) TV4 (4–5) TVN 7 (6–7) Strona internetowa. Big Brother ( pol. Wielki Brat) – polski program telewizyjny typu reality show emitowany od 4 marca 2001 do 26 maja 2002 na antenie TVN, od 2 września 2007 do 1 czerwca 2008 na TV4 i ponownie od 17 marca do 15 grudnia Tygodnik „wSieci” opublikował w najnowszym numerze szczegóły raportu polskich archeologów, którzy badali miejsce katastrofy w Smoleńsku w 2010 roku. Zgodnie z informacjami zawartymi w raporcie, rządowy tupolew w chwili katastrofy rozbił się na ponad 20 tys. elementów. Według Pyzy jest to najważniejszy wniosek jaki wyłonił się z kilkusetstronicowej dokumentacji. Dziennikarz przywołuje również opinie jednego z niezależnych ekspertów z Sydney , który badał przyczyny katastrofy- Grzegorza Szuladzińskiego- „Odłamki oznaczają wybuch. To pewnik, od którego nie można uciec” miał wielokrotnie powtarzać. Autor twierdzi, że składający się z ponad 400 stron, raport archeologiczny jest kompromitacją dla prokuratorów oraz członków komisji Jerzego Millera, a także poważnym zarzutem pod adresem wszystkich służb III RP. „To kolejna mocna poszlaka na to, że 10 kwietnia nie zdarzył się zwykły wypadek”- czytamy na łamach wSieci. Według największego zwolennika „teorii wybuchu” informacje ujawnione przez dziennikarzy „wSieci” są niezwykle istotne. - To jest niesłychanie ważna publikacja i powiedział Antoni Macierewicz w wywiadzie dla serwisu „ Zobacz też: Nowe badania w sprawie Smoleńska: w tupolewie nie było wybuchu Polityk PiS przyznał również, że raport polskich archeologów potwierdza prace zespołu parlamentarnego badającego przyczyny katastrofy. - On zdaje się potwierdzać prace zespołu parlamentarnego, który opublikował w czerwcu 2013 roku dokładną mapę rozrzutu szczątków zarówno w miejscu uderzenia o ziemię, jak i wcześniej. Prezentowaliśmy spis kilkuset opisanych fragmentów samolotu, zarówno skrzydła, jak i poszycia kadłuba. Ten materiał dowodził, że eksplozja była przyczyną tragedii - stwierdził Macierewicz w rozmowie z dziennikarzem portalu „ Stanisławem Żaryniem. Czytaj również: Szczegóły filmu o Smoleńsku. Kim będzie główna bohaterka? Kto zagra Lecha Kaczyńskiego? I do alienacji naszego kraju. Już jesteśmy odseparowywani od Unii i NATO – to też dzieło PiS. W ogóle największym sukcesem Rosji w Polsce jest PiS. Zgoda Kaczyńskiego na działania
ks. Zbigniew Niemirski Chyba nie ma nic trudniejszego niż próba teoretycznej odpowiedzi na pytanie o to, co jest najbardziej odległe od teorii - cierpienie. Mimo tego zastrzeżenia, podejmuję się tego zadania, bo w kontekście obchodów 70. rocznicy wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Auschwitz-Birkenau zostałem o to zapytany: "Gdzie był Bóg, gdy tak straszliwie cierpieli ludzie, dlaczego On milczał?". Pytanie o obecność Boga w przestrzeni cierpienia jest jednocześnie pytaniem o samego Boga, o to, Kim On jest i jaki On jest. Cierpienie jest jedną z ważnych przyczyn ateizmu, stąd jest pytaniem szczególnie ważnym. "Gdzie był Bóg?" jest najpierw pytaniem Żydów, narodu skazanego przez hitleryzm na totalną eksterminację. Dla wielu z nich Holocaust stał się przyczyną ateizmu. I tutaj muszę przejść do tej tak bardzo trudnej czystej teorii. Bóg Starego Testamentu, a dla Żydów po prostu Bóg Biblii, to Stwórca, Pan wszechświata i dziejów, nieskończony Władca ponad światem. Myśl o tym, by Bóg mógł stać się człowiekiem, była myślą wręcz bluźnierczą. Dwa tysiące lat temu oczekiwali Mesjasza, ale nie oczekiwali tego, by tym Spodziewanym mógł być On. Odrzucili Go. Tymczasem dla nas, chrześcijan, Bóg stał się człowiekiem. Był jednym z nas i, co więcej, poniósł na sobie to, czego najbardziej nie chcemy - cierpienie. Gdy w kontekście Auschwitz pojawia się pytanie: "Gdzie był Bóg?", my, chrześcijanie, odpowiadamy: "On był tam, w środku tego nieludzkiego cierpienia, bo nie był odległym Panem wszechświata, ale był na krzyżu". Nie wiem, czy potrafiłbym sprostać heroizmowi tych, którzy tam, w Auschwitz, dawali świadectwo swojej wiary. Bardzo boję się, że nie. Ona, wiara w obecność Boga na krzyżu, sprawiła, że właśnie w Auschwitz o. Maksymilian Kolbe poszedł na głodową śmierć za brata więźnia. Ta sama wiara w obecność Boga także tam była motywem heroicznych czynów ks. Kazimierza Sykulskiego. "Bili mnie strasznie, ale nikogo nie zdradziłem. Wiem z konfesjonału, kto należał, ale jestem księdzem katolickim i tajemnicy spowiedzi nie zdradzę" - mówił współwięźniom w katowni gestapo w Radomiu. Potem w Auschwitz, jako więzień z numerem 21962, dzielił się chlebem z innymi. Gdy mu zwracano uwagę, że w ten sposób osłabia swe siły odpowiadał: "Sił starczy mi do klęski Niemiec”. Został rozstrzelany w grudniu 1941 r. Idąc na egzekucję, powiedział: "Jeżeli Bóg żąda ode mnie takiej ofiary dla dobra Kościoła i Ojczyzny, to ja chętnie ją składam". Przed wojną ks. Sykulski był posłem do Sejmu Ustaawodawczego RP, pierwszym proboszczem parafii pw. Opieki NMP w Radomiu (dziś katedry), a potem proboszczem parafii pw. św. Mikołaja w Końskich. Został ogłoszony błogosławionym przez Jana Pawła II w gronie 108 męczenników II wojny światowej. Wierzę w to, że ukrzyżowany Bóg był w Auschwitz. A dlaczego pozwolił na to wszystko? Sprawił to dar wolności, którą obdarzył każdego z nas, i nigdy go nie odwołał. On jest na krzyżu, gdy dzieje się każdy grzech. Jaki? Każdy.
Szukaj w sklepie Zamknij. 12 345 42 00; Moje konto. Moje konto Zamknij. Załóż konto Logowanie. Ulubione (0) Koszyk zakupowy Zamknij. 0 0,00 zł . Nie masz żadnych
"Asia, Asia" - miał krzyczeć do słuchawki Leszek Deptuła, w chwili katastrofy prezydenckiego samolotu Tu-154 pod Smoleńskiem. Co stało się z nagraniem, na którym były ostatnie słowa polityka? To ustalenia dziennikarzy tygodnik "Wprost", którzy na swoim portalu powołali się na 57 tomów akt śledztwa smoleńskiego, do których dotarli. Jak podaje gazeta, zeznania w tej sprawie Joanna Krasowska-Deptuła złożyła w prokuraturze. Wynika z nich, że Leszek Deptuła dzwonił do niej w chwili katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Kobieta nie odebrała telefonu. Jednak ślad po połączeniu pozostał. - Między godziną 9 a na mój telefon przyszła poczta głosowa, na której było zarejestrowane nagranie głosu mojego męża, który krzyczał: "Asia, Asia". W tle słychać było trzaski. Słychać było też głosy ludzi, jakby głos tłumu. Nie rozpoznałam słów, był to krzyk ludzi. Nagranie trwało 2-3 sekundy. Trzaski były krótkie, ostre dźwięki. Tak jakby łamał się wafel lub plastik, plus dźwięk przypominający hałas wiatru w słuchawce telefonu - "Wprost" przytacza fragmenty nagranie się skasowało. Dzień później wdowa poinformowała o wszystkim Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która miała odnaleźć nagranie i je zbadać.
Ważnym wydarzeniem w historii chrześcijaństwa był dokonany przez Mojżesza exodus Żydów z państwa egipskiego, gdzie znajdowali się w niewoli faraona. Na cześć tego wydarzenia co roku obchodzone jest przez nich Święto Paschy. Podczas długiej wyprawy w kierunku Ziemi Obiecanej wybawiciel zawarł przymierze z Bogiem na górze Synaj. W nieszczęsnej historii z trotylem na wraku Tupolewa ujawniła się cała smoleńska antylogika, która od dwóch i pół roku zatruwa polskie życie publiczne. Po publikacji „Rzeczpospolitej” i dementi prokuratury jeden z prawicowych blogerów napisał: „wiele brakuje, by udowodnić, że był to po prostu wypadek lotniczy”. Telewizyjny dziennikarz Piotr Kraśko w swoim programie powiedział do eksperta: „ale nie udowodniono, że na wraku nie było materiałów wybuchowych”. „Rzeczpospolita”, już po konferencji prokuratury, napisała w częściowo przepraszającym redakcyjnym komentarzu: „w szczątkach samolotu mogły być trotyl i nitrogliceryna, ale nie musiały”. Na konferencji, urządzonej przez zespół Antoniego Macierewicza następnego dnia po trotylowym wtorku, kontynuowany był wątek zamachu, w postaci jakiejś analizy pasa jednej z ofiar katastrofy, przeprowadzonej podobno prywatnie w USA, i tam padły słowa: „pas mógł mieć kontakt z materiałem wybuchowym”. Czyli mógł, ale nie musiał. Wartość poznawcza takiego stwierdzenia jest niemal zerowa. Niemal, bo od razu uruchamia się drugie słowo wytrych: „niewykluczone”. Czy można na sto procent, poza wszelką wątpliwość, wykluczyć zamach w Smoleńsku? Nie, nie można. Prokurator wojskowy płk Szeląg powiedział o trotylu: „nie mówię, że nie było. Mówię, że nie stwierdzono”, co wzbudziło lawinę szyderstw wśród prawicowych komentatorów, ale miał rację. Rzeczywistość, zwłaszcza prawna, ale właściwie każda, składa się nie z tego, co było lub czego nie było, ale z tego, co da się stwierdzić, potwierdzić, co jest zauważalne i rejestrowalne, co podlega ludzkiej percepcji. Reszta podlega tylko wierze. „Niewykluczone, że mogło, choć nie musiało” – taka fraza w skrócie buduje teraz klimat polskiej polityki. Jest dowód, to dobrze, nie ma, to może znaczyć, że został zniszczony. Jak w starej anegdocie: w wykopaliskach w Rzymie odkryto drut, wniosek – starożytni Rzymianie znali telegraf, a w Egipcie pod piramidami nie wykopano żadnego drutu, wniosek: starożytni Egipcjanie znali telegraf bez drutu. Ale to widocznie działa, skoro w niedawnym badaniu opinii społecznej 63 proc. respondentów opowiedziało się za powołaniem międzynarodowej komisji, która zbadałaby katastrofę w Smoleńsku, choć większość wciąż nie wierzy w zamach. Ale metoda jest taka, aby zebrać tych „trochę zamachów” w jeden cały zamach, z wątpliwości sklecić pewność. To jest skutek logiki emocjonalnej, nieformalnej i rachunku nieprawdopodobieństwa, gdzie jedni mówią swoje, a drudzy swoje, a prawda leży pewnie pośrodku. Czyli: trochę był zamach, a trochę katastrofa. Niech to ktoś spoza Polski rozstrzygnie, bo my się chyba pozabijamy. Jeśli o taki stan umysłów chodziło PiS, to osiągnęło skutek. Ktoś z zewnątrz ma rozstrzygnąć, o co Polakom chodzi. Czyli jednak kondominium. Fizyka nie wyklucza, że człowiek może zamarznąć w piecu hutniczym. Tyle że jest to niesłychanie mało prawdopodobne. W życiu codziennym, także w prawie, zakłada się roboczo wersje bardziej prawdopodobne i się je weryfikuje. Do tego dołożono jeszcze domniemanie niewinności, a także, w konsekwencji – domniemanie braku zbrodni. Czyli nie trzeba udowadniać, że nie było przestępstwa, zamachu, ale należy niezbicie, procesowo dowieść, że doszło do zbrodni, której ktoś jest winien. Ale w logice smoleńskiej wszystko jest odwrócone. Precyzyjny przykład takiego przekręcenia przyczyny i skutku widać we wpisie znanego prawicowego blogera Rybitzkiego: „Przecież jeśli się sprawdzą najgorsze przypuszczenia sformułowane (…) przez Jarosława Kaczyńskiego, to ostre słowa o współczesnej Polsce są jak najbardziej uzasadnione”. Czyli najpierw ostre słowa, a potem potwierdzenie przesłanek, jakie doprowadziły do tej ostrej oceny. PiS i jego poplecznicy naprawdę stworzyli własną logikę. To, co nie jest wykluczone, zaczyna funkcjonować jako byt realny i żąda się, aby był traktowany na równi z tym, co nieporównywalnie bardziej prawdopodobne. Zatem teraz trzeba udowodnić, że w Smoleńsku nie było zamachu. Dla wyborców PiS wynik śledztwa jest już znany, teraz należy tylko przeprowadzić samo śledztwo. To zasada odwróconego dowodu, wsparta właśnie „niewykluczaniem”. Do tego dochodzi kolejna zasada smoleńskiej antylogiki: wszystko dowodzi wszystkiego. Jeśli rząd Tuska mataczy, to znaczy, że ma coś do ukrycia, a wobec tego jest winny. A jeśli jest wina, to musi być zbrodnia. Mataczeniem jest wszystko: ekshumacje, „oddanie śledztwa”, zdjęcia ofiar w Internecie, wypowiedzi marszałek Kopacz, to że Rosjanie nie oddają wraku, a także kwestia obecności bądź nieobecności gen. Błasika w kokpicie. Następuje zrównanie rangi wszystkich rzekomych dowodów, poszlak, domysłów, hipotez. Każda pomyłka, niedbalstwo, błąd, przekłamanie są traktowane jako dowód zamachu. A wynik jest już znany. Tytuł na pierwszej stronie „Rzeczpospolitej” dzień po wybuchowym wtorku głosił: „Prawda za pół roku” (tyle mają potrwać badania próbek zebranych z wraku Tupolewa przez prokuratorów). W artykule czytamy: „najwcześniej za pół roku dowiemy się, czy prokuratura wykluczy obecność materiałów wybuchowych na wraku Tu-154”. A jak nie wykluczy na sto procent? Co zrobić wtedy z tym „niewykluczeniem”? Co z innymi dowodami, co z zapisem dźwiękowym z kokpitu, gdzie nie ma śladu odgłosów wybuchu, choć jest zarejestrowany krzyk pasażerów na moment przed zderzeniem samolotu z ziemią? Jarosław Kaczyński stwierdził, że zapis mógł być sfałszowany. Ale ten rejestr był badany przez krakowski Instytut im. Sehna, gdzie nie stwierdzono fałszowania zapisu. To ten sam Instytut, który był tak chwalony przez PiS za obronienie honoru gen. Błasika, za konkluzję, że nie można stwierdzić jego obecności w kabinie pilotów na krótko przed katastrofą. Ale czy jego obecność Instytut wykluczył? Nie, nie wykluczył. Więc pojawił się zarzut, że prokuratura wojskowa też mataczy, że jest niewiarygodna, że działa na zlecenie Tuska i od początku miała gotową wersję. Ale to ta sama prokuratura wysłała ludzi do Smoleńska, aby zbadać wrak, czy nie ma na nim śladów materiałów wybuchowych, a więc wątek zamachu nie został zarzucony. Wciąż jest badany, mimo że tej hipotezy nie potwierdzają żadne realne, powtarzamy – żadne – dowody, a nawet poszlaki. Paranoja smoleńska się pogłębia. Trwa szaleństwo „niewykluczania”, w którym mało kto zadaje sobie pytanie: a co z tych wszystkich hipotez, domysłów, głębokiej wiary w morderstwo ostałoby się w sądowym procesie, nie w rusko-niemieckim kondominium rzecz jasna, ale choćby w amerykańskim sądzie? Od dwóch i pół roku konfrontowani z najdzikszymi i najbardziej absurdalnymi teoriami zamachu, zadawaliśmy sobie pytanie: czy ta smoleńska mgła jest produkowana przez cynizm czy emocje? Ale już widać, że tu chyba nie ma sprzeczności: zimny polityczny cynizm podpowiada partii Jarosława Kaczyńskiego, aby nie hamować, nie miarkować emocji, przeciwnie – podgrzewać, okazywać, eksponować. Obserwowaliśmy to w ubiegłym tygodniu. Kaczyński, po jednym artykule prasowym, jeszcze przed konferencją prokuratury wojskowej, użył słowa ostatecznego: niesłychana zbrodnia. Ale przyjrzyjmy się całemu zdaniu prezesa PiS, bo zauważamy tu tradycyjne dla smoleńskiej retoryki „kontrolowane szaleństwo”. „Zamordowanie 96 osób, w tym prezydenta RP i innych wybitnych przedstawicieli kraju, to niesłychana zbrodnia i każdy, kto choćby poprzez matactwo lub poplecznictwo miałby cokolwiek z nią wspólnego, musi ponieść tego konsekwencje”. Czy Kaczyński powiedział coś horrendalnego? Bynajmniej. Formalnie biorąc, jest to zdanie prawdziwe. Zamordowanie jest zbrodnią i jeśli ktoś „miałby” z tym coś wspólnego, powinien ponieść surową karę. Już dzień później Kaczyński powiedział: „doszło do sytuacji, w której w najwyższym stopniu prawdopodobna jest zbrodnia”. Zszedł więc o pół stopnia niżej. To wciąż ta sama asekuracja, bezpieczniki, które mają go chronić przed całkowitym wyłączeniem z głównego nurtu polityki. Czuje, że jeżeli ma być kiedyś premierem czy prezydentem, nie może zrobić tego ostatecznego kroku, nie może wprost oskarżyć Putina czy Tuska o zbrodnię. Widać to także po tym, że podczas trotylowej awantury na internetowej stronie PiS pojawił się artykuł pod hasłem „Już wiemy”, gdzie wersję zamachu przedstawiano jako udowodnioną, ale szybko został usunięty. Wszystko zatem jest niby jasne, ale nie do końca. PiS podobno ma dowody na zamach, niezależnie od „Rzeczpospolitej”, ale ich nie pokaże, wie, ale nie powie. To też stara, wypróbowana taktyka. Można w tym, przy maksimum dobrej woli, widzieć jakąś próbę, aby jednak nie palić wszystkich mostów, nie stawiać polskiej polityki, także międzynarodowej, na ostrzu noża. Ale można spojrzeć na to inaczej. To właśnie owo kunktatorstwo, balansowanie na granicy wytrzymałości społeczeństwa, rzucanie najcięższych oskarżeń i robienie następnie pół kroku do tyłu, aby później ponownie zaatakować, jest najcięższym oskarżeniem wobec PiS. Kaczyński i jego ludzie grają emocjami, eksperymentują na żywej tkance, jak daleko mogą się posunąć w walce o władzę, tak aby zawsze móc się rakiem wycofać i ocieplić wizerunek. „Prawdopodobna zbrodnia” to instrument wyjątkowo cyniczny i bezwzględny, bo niepodlegający – jako przekonanie – racjonalnej weryfikacji. Druga polityczna strona ma z tym zasadniczy problem. Po wystąpieniu Tuska, w którym premier stwierdził, że trudno w jednym kraju żyć z politykami wysuwającymi tak ciężkie oskarżenia, jak Kaczyński, nawet wśród zwolenników Platformy można było usłyszeć opinie, że przesadził. Że Tuskowi jako szefowi rządu takie słowa nie przystoją. Że poszedł o krok za daleko, a powinien nie ulegać emocjom. Ale pojawia się pytanie o tę asymetrię. PiS w tej chwili może powiedzieć wszystko. Może podeprzeć się wdowami i wdowcami, którym nie wolno zaprzeczać, aby nie ranić ich uczuć, cokolwiek mówią. Przez te wiele miesięcy od kwietnia 2010 r. powstał nowy poprawnościowy, prawicowy kod, w którym to PiS dzierży honor, żałobę i przyzwoitość, a po drugiej stronie tylko łgarstwo i zdrada. Tusk jest w tej chwili jedynym politykiem Platformy, który może zabrać w tej kwestii głos. Nie ma żadnego zmiennika, kogoś wyrazistego, niezgranego do szczętu w dotychczasowej politycznej walce, kto mógłby się w imieniu jego formacji wypowiedzieć. Jerzy Miller wygląda na obrażonego za odstawienie od rządu, inni członkowie jego komisji nie mają wystarczającej mocy i autorytetu, aby przeciwstawiać się, choćby tak samo emocjonalnie, Antoniemu Macierewiczowi. A Tusk nie może powiedzieć wszystkiego, odpowiedzieć ostro i brutalnie na brutalne i bezpodstawne oskarżenia. Ale tym razem to PiS, jego poplecznicy i sam prezes wyraźnie przesadzili, niechcący obnażając toksyczną logikę smoleńskich oskarżeń. To byłaby, powinna być, ostateczna kompromitacja – gdyby taka kategoria jeszcze występowała w polskiej polityce. Potop – występująca w wielu dawno powstałych wierzeniach wielka powódź zesłana przez Boga lub bogów i obejmująca całą Ziemię. Najbardziej znana w Europie opowieść o potopie pochodzi z Biblii. Istnieje wiele podań o potopie znajdujących się w tradycji ludów ze wszystkich stale zamieszkanych kontynentów [1] [2].
Kolejna analiza milkną echa po katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem. Internauci prześcigają się w snuciu domysłów. Największym zainteresowaniem cieszą się fora dyskusyjne o teoriach pojawiła się informacja, jakoby mężczyzna, który nagrał amatorską kamerą filmik, nie artykuł przeczytasz tutaj: Autor amatorskiego filmu spod Smoleńska nie żyje? Kolejne teorie spiskowe (wideo)Wszystkie teorie spiskowe nie są w żaden sposób zweryfikowane. Jednak coraz więcej internautów próbuje udowodnić swoją rację. Przedstawiamy kolejną analizę wydarzeń. Tym razem stworzoną przez użytkownika o nicku przeczytasz Teorie spiskowe (wideo, zdjęcia)
M9qDG.
  • uc0i3hx519.pages.dev/95
  • uc0i3hx519.pages.dev/18
  • uc0i3hx519.pages.dev/74
  • uc0i3hx519.pages.dev/72
  • uc0i3hx519.pages.dev/66
  • uc0i3hx519.pages.dev/15
  • uc0i3hx519.pages.dev/30
  • uc0i3hx519.pages.dev/62
  • gdzie byl bog w smolensku